*
- No, no
siostrzyczko. Widzę, że całkiem nieźle się tu urządziłaś.- powiedział Ethan
delikatnie przejeżdżając opuszkami palców po ramce, w której było zdjęcie
rodziców.
- Proszę
cię, daj mi spokój. – Błagałam go, odsuwając się w tył. Po mojej brodzie
skapnęło kilka łez. Gula w gardle sprawiała, że ledwo mogłam oddychać.
Wiedziałam co się stanie. I ta wiedza przerażała mnie najbardziej.
- Nie bój
się, myszko. – popatrzył się na mnie. W jego oczach dostrzegłam złość.
Natomiast jego twarz wyrażała radość. Grał, a ja nie wiedziałam którą rolę
przybrał dzisiaj.
- Nic złego
ci nie zrobię. – dodał i powoli zaczął zbliżać się do mnie. Zawsze tak mówił i
nigdy nie dotrzymywał słowa.
- Proszę,
nie… - niemal wyszeptałam, a na policzkach poczułam łzy. Nie chciałam by do
mnie podchodził. Nie chciałam by mnie dotknął. Nie chciałam by był blisko mnie.
- Spokojnie.
– odległość między nami niebezpiecznie się zmniejszała. Chwiejąc się szłam do
tyłu, kiedy poczułam za sobą opór. Ściana. Teraz było pewne, że mu nie ucieknę.
Nawet gdybym bardzo się postarała, on mnie złapie, a wtedy kara dla mnie będzie
jeszcze bardziej surowa.
Podszedł do mnie i jedną ręką złapał mnie za włosy,
a drugą pogładził po twarzy. Uśmiechał się szyderczo. Uśmiechał się, bo
wiedział, że nic nie zrobię. Że pozwolę na wszystko czego będzie chciał. Nie
miałam wyjścia. Musiałam.
- Do roboty,
kochanie. – wyszczerzył zęby i gwałtownie pociągnął moje włosy w dół tak, że
pod wpływem bólu opadłam na kolana. Kolejna fala łez spłynęła po mojej
posiniaczonej twarzy. Trzymał mnie kurczowo i mocno ciągnął. Kilka razy prawie
krzyknęłam z bólu, jednak opamiętałam się czując jego uderzenia na twarzy i
brzuchu.
Nie zwalniając uścisku, rozpiął rozporek.
Posłusznie zaczęłam wykonywać jego rozkazy, czując na sobie jego przyśpieszony
oddech i parszywe spojrzenia.
*
Obudziłam
się zlana potem. Włosy kleiły mi się do czoła, a oczy całe opuchły. Po
policzkach spływały mi łzy. Nie mogłam się opanować. To wracało. Było takie
realne. Wszystko zaczynało dziać się na nowo, tym razem w moich snach. Ale to
nie znaczy, że mniej bolało. Mimo, że przed oczami rysował mi się zacieniony
pokój i meble, a wszystko było takie jak wtedy gdy się kładłam, to dalej bałam
się, że za chwilę Ethan wyjdzie zza drzwi i zacznie uśmiechać się do mnie tak
jak dawniej.
Coraz
częściej miewałam takie sny. Widziałam w nich wszystko to co przeżyłam. Wracało
ze zdwojoną siłą. Choć za dnia nie myślałam o tym zbytnio i już potrafiłam
cieszyć się życiem, to w dalszym ciągu noc była dla mnie zwiastowaniem
cierpienia i bólu. Każdego cholernego wieczoru to samo. Ten sam sen, ta sama
sceneria, ten sam człowiek i ja, jako ofiara w roli głównej. Najgorsze w tym
wszystkim było to, że nie mogłam uciec. Krzyk na nic się nie zdawał, a nogi
odmawiały posłuszeństwa ilekroć natrafiłam na jego spojrzenie. Nie jestem w
stanie zrozumieć jak człowiek może okazać się tak bezlitosnym zwierzęciem, a
potrzeby stawiać na pierwszym miejscu, nawet jeśli w grę wchodziła jego o dziewięć lat młodsza siostra. Wiedział co
robił i wiedział jak to się fachowo nazywa, jednak dalej trwał w tym co
przecież było takie ‘normalne’.
Do
moich uszu dobiegł dźwięk budzika, a ja wręcz podskoczyłam na łóżku. Zaklęłam
cicho na urządzenie i wyłączyłam irytujący alarm. Odrzuciłam kołdrę i ze
szczęściem, że wreszcie zaczął się dzień wstałam na równe nogi. Rozciągnęłam
się i podeszłam do komody, w której trzymałam rzeczy. Na jej blacie stało
zdjęcie moich rodziców. Uśmiechnęłam się do nich i jak zawsze powiedziałam im
‘dzień dobry’. Dzięki temu miałam uczucie, że choć w najmniejszych stopniu są
ze mną.
Z
dna szafki wygrzebałam kilka ciuchów i w celu wzięcia prysznica udałam się do
łazienki. Ciepła strużka wodny doszczętnie zmyła ze mnie wspomnienie o śnie i
już gdy wycierałam się ręcznikiem nie pamiętałam o tym. Wciągnęłam na siebie
czarną bokserkę, niebieskie rurki i czarne trampki. Przejrzałam się w lustrze.
Wyglądałam całkiem okey.
Przeczesałam
moje niesforne kosmyki, choć wcale na wiele się to nie zdało. Pomalowałam oczy
tuszem i przeciągnęłam błyszczykiem po ustach. Poszłam do pokoju i sięgnęłam po
plecak. Wrzuciłam do niego słuchawki, kilka drobnych, perfumę i szczotkę.
Energicznym krokiem zbiegłam na dół i swoje kroki skierowałam w stronę kuchni. Wyciągnęłam
z lodówki jogurt i zabrałam się do jego konsumpcji. Spojrzałam na zegarek
wiszący nad oknem. Wskazówki mówiły, że jest za dwadzieścia ósma. Wyszczerzyłam
oczy i szybko wrzuciłam opakowanie po moim śniadaniu do kosza. Chwyciłam plecak
i wyszłam z domu.
W
szkole byłam po mniej więcej 15 minutach. Na szczęście była dość blisko. Jednak
nawet odległość nie uchroniła mnie przed spóźnieniem się. Na korytarzu nie było
już żywej duszy, więc powolnym krokiem poszłam do szafki po książki na
angielski. Już w klasie czekała na mnie niemiła niespodzianka.
- Witamy, panno Loudshoot. – Nauczyciel tego
przedmiotu był jedyny w szkole, który potrafił wymówić moje nazwisko, toteż
często tak się do mnie zwracał. -
Dlaczego się spóźniłaś?
- Zaspałam. Przepraszam. – odparłam i już
chciałam usiąść w wolnej ławce na samym końcu pomieszczenia, kiedy nauczyciel powiedział.
- Nie, nie. Dzisiaj usiądziesz sobie bliżej
mnie. – swój wzrok skierował najpierw na mnie, później na klasie. Podrapał się
po głowie i dodał. – Widzę wolne miejsce koło Justina więc choć do niego.
Popatrzyłam
na chłopaka do którego miałam usiąść. Był najbardziej znienawidzonym przeze
mnie chłopakiem w szkole. Idealny, tak rozchwytywany. Dziewczyny uganiały się
za nim i praktycznie prosiły go o randkę czy chociażby zwrócenie na siebie
uwagi. A on to wykorzystywał. Przypomniał mi…. Mojego brata. Tak cholernie
pewnego siebie, tak bezkarnego/poza prawem. Może właśnie dlatego go nie lubiłam?
Może po prostu patrząc na niego widziałam coś co chciałam zapomnieć. Nie wiem
co było powodem. W każdym razie od początku nie przypadł mi do gustu. Zresztą
ja mu też. Ubliżał mi na każdym kroku i ch0ciaż nie zrobiłam mu nic, co go by do tego sprowokowało, to nie zamierzał
przestać. Jak ogień i woda.
Przewróciłam
teatralnie oczami i z ociąganiem zasiadłam obok Biebera. Swoją drogą nigdy nie
nazywałam go inaczej. Wyciągnęłam książki z torby i zaczęłam uważnie śledzić poczynania
nauczyciela. Jednak kontem oka widziałam jak chłopak mi się przygląda, co
uniemożliwiało mi skupienie się na lekcji.
- Dobra, jaki masz problem? – zapytałam w
końcu, mierząc go wzrokiem.
-
Nie nic. Po prostu chciałem sprawdzić jak długo będziesz udawać, że interesuje
cię przebieg lekcji. – uśmiechnął się cwaniacko i podparł łokciami o ławkę.
- Co masz na myśli? – zacisnęłam dłoń na
długopisie. Przysięgam, że gdyby nie ludzie tu obecni, to rzuciłabym się na
niego próbując zadźgać go owym przedmiotem. Sam dźwięk jego głosu, jego
spojrzenie sprawiały, że żałowałam iż kiedykolwiek go poznałam. Nienawidziłam w
nim dosłownie każdej części jego ‘idealnego’ ciała, a on dobrze o tym wiedział.
- No to, że jak na dziewczynę widocznie
zainteresowaną moim towarzystwem dalej uparcie próbujesz grać, że nic cię nie
rusza. – puścił mi oczko.
- Co ty człowieku ćpasz? – demonstracyjnie
postukałam się po głowie. Ten cicho się zaśmiał. – Co cię tak bawi?
- To, jak prawdziwie potrafisz grać. – cmoknął
powietrze w moim kierunku.
- Nic nie gram! – krzyknęłam zupełnie zapominając,
że znajdujemy się w klasie.
- Miley! – usłyszałam glos nauczyciela. – Ktoś
tu chyba chce zostać po lekcjach.
- Przepraszam. – powiedziałam i przegryzłam
wargę. Pokręcił głową i wrócił do tłumaczenia czegoś na tablicy. Wypuściłam
powietrze i na nowo starałam się zapomnieć o tym typie siedzącym obok mnie. I
prawie mi się to udało. Ale chyba spokój nie był mi na tej lekcji pisany.
Bieber położył na moją książkę małą, zwiniętą karteczkę. Chwilę się
zastanawiałam czy po prostu nie wyrzucić jej, ale ciekawość wzięła górę.
Odwinęłam ją i przeczytałam.
‘Tylko
grasz, że nie lecisz na mnie’
Zgięłam
ją w dłoniach i popatrzyłam na niego. Czy ten chłopak naprawdę nie ma za gorsz
rozumu? Czemu nie da mi spokoju?
- Jesteś pojebany. – wyszeptałam. Szybkim ruchem
wrzuciłam książki do torby i nie patrząc się na niego wyszłam z klasy. Nie
miałam ochoty siedzieć tam z nim. Wkurzał mnie swoim zuchwałym zachowaniem i
tym, że wydawało mu się, iż może dostać wszystko co chce.
Stanęłam
bezradnie na korytarzu i nie wiedziałam co mam dalej robić. Zdezorientowana
popatrzyłam na obrazek wiszący na ścianie. Widniało na nim hasło ‘Stop
przemocy’. Niby nic, a zaciekawiło mnie. Narysowane było tam dziecko, a obok
dorosły mężczyzna. Dziewczynka trzymała w dłoni misia, natomiast on podchodził
do niej z nożem w ręku. W tej małej, zagubionej osóbce odnalazłam dawną siebie.
Też tak wyglądałam. Ale wtedy nikt mi nie pomógł. Nikt nie usłyszał mojego
cichego wołania o pomoc.
‘Przestań
się dołować, Miley. Żyj tym co jest teraz, a nie przeszłością’ zganiłam się w
myślach. Oderwałam wzrok od obrazu i pewnym krokiem ruszyłam w stronę szafek.
Wydobyłam z niej książki na następną lekcję. Obsunęłam się na podłogę i
patrzyłam przed siebie.
*
W-f
był najbardziej wykańczającym przedmiotem w szkole. Nigdy nie byłam urodzoną
sportsmenką, dlatego też jak ognia unikałam tej lekcji. No ale nie zawsze mi
się to udawało. Cała zdyszana i rozczochrana weszłam na stołówkę. Rozejrzałam
się po Sali w celu znalezienia znanych mi twarzy.
- Tutaj! – krzyknęła Taylor i pomachała mi
ręką. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i podążyłam w kierunku stoliku. Wszyscy już tam siedzieli. To znaczy Tay,
Joy, Chaz i Chrisa. Oczywiście swoje miejsce w ich gronie miał też Bieber. Oni
się lubili, przyjaźnili od podstawówki i byłabym idiotką każąc im zakończyć te
znajomość, bo miałam taki kaprys. Co nie znaczy, że towarzystwo szatyna męczyło
mnie.
Usiadłam
wygodnie obok Chaza jednocześnie kładąc na stoliku kanapkę i cole. Oparłam się
na łokciach i przyglądałam się mojemu drugiemu śniadaniu. Zastanawiałam się czy
nie kupić sobie czegoś innego do jedzenia, ale głód był na tyle duży, że w
końcu sięgnęłam po kanapkę.
- Słuchajcie. Z racji tego, że dzisiaj piątek
to wpadnijcie do mnie. Na taką małą przyjacielską imprezkę. Moich rodziców nie
ma do jutra, więc spokojnie możemy się spotkać.
– odezwał się Chaz.
- Jak dla mnie to fajny pomysł. Ale jest jeden
problem. – powiedziała Joy i spuściła głowię. – Bo ja tak trochę mam szlaban.
No i nie wiem czy mama mnie puści.
- Ubłagasz ją, zobaczysz. – wtrąciła Taylor.
Na wieść o karze wydzieloną przez mamę zrobiło mi się trochę głupio. Ja nie
musiałam prosić o pozwolenie już od bardzo, bardzo dawna. Mieszkam sama od
roku. O rodzicach nie wspomnę, bo miałam zaledwie dziewięć lat, gdy zginęli. –
W każdym razie ja mogę iść. A wy? – dodała.
- Nie wiem, nie wiem. Zapytam się. –
parsknęłam cicho śmiechem. Pozostali wtórowali mi. TO znaczy oprócz Biebera,
rzecz jasna.
- No to co? O 19 u mnie? – upewnił się Chaz.
- Jasne. – odparliśmy wszyscy niemal
równocześnie.
- A i ten. – speszył się nieco i popatrzył na
mnie. – Gdybyś mogła to… Kupisz po dwa piwa dla każdego, dobra?
Popatrzyłam
na niego i uśmiechnęłam się. Jako jedyna miałam ukończone 18 lat, choć
rocznikowo mieliśmy wszyscy. Ja jednak miałam to na papierze. Z wyższością uniosłam
głowę i powiedziałam:
- Poproś mnie ładnie, to przemyślę
sprawę. – Taylor popatrzyła na mnie nie
wiedząc co mam na myśli. Chaz głośno westchnął i wstał od stolika. Uklękną
przede mnę, chwycił mnie za rękę i zaczął swój monolog:
- O wielka, przepiękna Miley. Czy nie
uraczyłabyś nas kilkoma puszkami alkoholu, ponieważ tylko ty jesteś wybraną i
tylko tobie dane jest pozwolenie na jego kupienie. Będziemy ci bardzo, ale to
bardzo wdzięczni. – spojrzał na mnie. Próbowałam zachować poważny wyraz twarzy,
ale w głębi duszy trzęsłam się ze śmiechu. Wyrwałam się z jego uścisku i
odwróciłam niemal plecami.
-‘ Przepiękna’. – usłyszałam prychnięcie
Biebera. Zmierzyłam go wzrokiem, ale nie miałam chęci na kłótnie z nim. To była
prowokacja i wiem, że liczył na to, iż ulegnę. Nie tym razem, kochany.
- Zastanowię się, chłopcze. – odparłam zwracając
się do Chaza. Poklepałam go po głowię i gestem ręki pokazałam, że może już
usiąść. Dopiero teraz spostrzegłam dwie dziewczyny, które stały i uważnie nam
się przyglądały. Miały otwarte buzie ze zdziwienia, a sądząc po odległości w
jakiej stały, to raczej nie usłyszały tego co mówił i dość błędnie odebrały
jego postawę. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam się głośno śmiać.
- O co chodzi? – odezwał się Chris, po raz
pierwszy odkąd go widzę. Patrzył na mnie zdezorientowany, zresztą tak jak
pozostali.
- No bo tamte dziewczyny. – zaczęłam i pokazałam
w ich kierunku jednak kolejny napad wesołości uniemożliwił mi dokończenie
zdania. Myślę jednak, że każdy zrozumiał o co mi chodzi, ponieważ zaraz
usłyszałam tłumiony śmiech każdego po kolei.
- Jakiś problem? – krzyknął Chaz. Po jego głosie
słyszałam, że sam nie może powstrzymać się od wybuchu śmiechu, ale dobrze
to maskował. – Nie można się już
oświadczyć kobiecie mojego życia? – wydarł się. Jestem w stu procentach pewna,
że wszyscy tu obecni popatrzyli się na nas jak na idiotów, ale zbyt mocno się
śmiałam, by sprawdzić to na własne oczy.
-
Dobra, chłopie. Spokój. – Chris złapał Chaza za ramie, gdy już był w stanie się
odezwać. – Nie rób nam wstydu.
- Ale ja nic nie robię. Wyznaje miłość, nic
więcej. – odparł udając oburzonego. Zadzierając głowę wstał i udał się do
wyjścia z Sali. Widziałam jak cała stołówka (dosłownie cała) pokazywała na
niego palcami. No to niezłą wiochę nam narobił.
Kontem
oka zerknęłam na Justina. Chłopak bacznie mi się przyglądał. Pokręciłam głową i
starałam się nie zwracać na niego uwagi.
*
Spojrzałam
na wyświetlacz telefonu w celu sprawdzenia godziny. Dochodziło wpół do 19.
Podeszłam do lustra i przejrzałam się w nim. Jak na dziewczynę dość wysoką
byłam przeraźliwie chuda. Podciągnęłam bluzkę do góry. Mimo tego iż staram się
jeść regularnie i dobrze, to moje problemy żywieniowe dają się we znaki.
Wystające kości w okolicy bioder zwiastowały, że znów schudłam. A nie taki był
mój zamiar.
‘No
nic, Miley. Pomyślimy o tym później’. Powiedziałam sama do siebie i zabrałam się
za przeczesywanie moich długich włosów. Popsikałam je lakierem i lekko
poczochrałam. Pomalowałam na nowo oczy tuszem, a usta przejechałam
błyszczykiem. Cmoknęłam kilka razy, by równomiernie się rozprowadził. Właśnie
schodziłam na dół kiedy w całym domu rozległ się dźwięk dzwonka. Pobiegłam do
drzwi i otworzyłam je.
- Hej Chris. – uśmiechnęłam się. – Zaraz wychodzę. – dodałam i zaczęłam
zakładać buty. Powiem szczerze, że szło mi to opornie z racji tego, że zawsze
miałam jakiś problem z zawiązaniem sznurowadeł.
- Wiesz, jeśli chcesz mogę zawiązać je za
ciebie. – Chłopak popatrzył na mnie z wyraźnym ubawieniem gdy po raz wtóry
męczyłam się z zasznurowaniem tego cholernego buta.
- Poprosiłabym. – odparłam. Wszedł do
mieszkania i uklęknął. W porównaniu do mnie, jemu poszło to naprawdę bardzo
sprawnie i już po zaledwie pięciu sekundach byłam gotowa.
- Dzięki. – rzuciłam gdy wchodziliśmy już do
auta.
- No problemo. – puścił mi oczko i włączył
radio. Jechaliśmy w zupełnej ciszy słuchając wiadomości. W pewnym momencie
spikerka powiedziała:
‘Młody,
choć wybitnie utalentowany, wokalista Justin Bieber udzielił wczoraj wywiadu.’
- Nie no, nawet w radiu. – mruknęłam.
Wystawiłam rękę w celu zmienia stacji, kiedy Chris klepną mnie w ramię.
Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem.
- Chce posłuchać. – wyjaśnił. Pokręciłam
głową. No tak, przecież byłam jedyną osobą, która nie lubiła tego gwiazdorka.
Odwróciłam twarz do szyby i starałam się skupić na mijanych domach. Niestety
niewiele widziałam. Brak świateł na tej ulicy uniemożliwiał mi to, więc chcąc
nie chcąc podchwyciłam kilka zdań jakie padały z głośników.
‘Jak
fanki?’ ‘Kiedy kolejny wywiad’ ‘A twoi rodzice’. Nic nie znaczące i półmądre odpowiedzi
Biebera sprawiły, że miałam ochotę wyjść i przejść się pieszo. Chociaż w mediach
mógłby przestać zgrywać z siebie cwaniaka.
‘A
jak wyglądają twoje relacje z przyjaciółmi?’ Nie wiem czemu, ale gdy usłyszałam
to pytanie to odruchowo popatrzyłam w stronę z której wydobywał się głos.
Szczerze mówiąc ciekawiła mnie jego odpowiedź. Wiedziałam, że do przyjaciół się
nie zaliczam, ale mimo to uważnie się wsłuchałam w to co za chwilę powie.
‘Mam ich zaledwie kilku Chaz, Chris, Joy i
Taylor. Są kochani. Naprawdę wiele im zawdzięczam’. Dalej już nie słuchałam.
Tak jak myślałam. Choć w sumie, czemu mnie to dziwi? Przecież moja odpowiedź
nie wiele odbiegała by od jego.
‘Wspomniałeś
na początku coś o trudnym charakterze w paczę. Co miałeś na myśli?’
‘Hmm’.
Wyraźnie było słychać, że Bieber wacha się. Jednak po chwili powiedział:
‘No
więc znam kogoś o wyjątkowo trudnym charakterze. Należy do naszej paczki. To
znaczy przyjaźni się z moimi znajomymi. Nie ze mną. – zdałam sobie sprawę, że tym trudnym
charakterem jestem ja. Zrobiłam głośniej i z wyczekiwaniem czekałam na to, co
jeszcze o mnie powie.
‘Jest
fajna, przynajmniej tak myślę. Ale od zawsze nie lubiła mnie, a i ja nie pałam do niej. W
sumie jest mi obojętna, chociaż nie powiem, wolałbym mieć ją jako
sprzymierzeńca, nie wroga. Strasznie duże ego i duma się kłania u niej. Nie
lubię tego.’ – dodał dobitnie.
Zagotowało
się we mnie. Ja mam wybujałe ego i dumę? Ja?! A kto jest najbardziej zadufanym
w sobie nastolatkiem, jaki kiedykolwiek chodził po tej planecie? Kto bawi się uczuciami
innych jak zabawkami? Kto? No na pewno nie ja. Więc niech lepiej pilnuje
siebie.
Z
impentem wyłączyłam radio i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Co cię ugryzło? – zapytał Chris, widząc moje
zdenerwowanie. Ja w geście bezradności wzruszyłam ramionami. Od razu skapnął
się co mam na myśli. – E tam, Miley. Ja tam lubię cię taką jaką jesteś. Reszta
z nas też. Przecież do szczęścia nie jest ci potrzebna jego przychylność.
- Wiem. – odparłam, w dalszym ciągu nie
zmieniając pozycji. – Ale niech ten gnojek pilnuje sam siebie. – wlepiłam wzrok w szybę. Chłopak wiedział,
że jestem wkurzona i jego gadanie i tak na niewiele się zda, toteż przez całą
drogę milczał. Na szczęście pod dom Chaza dojechaliśmy w miarę szybko.
*
Bez
pukania weszliśmy do domu. Na stole leżała w połowie zjedzona pizza, a na
podłodze walały się opakowania po żelkach i napojach. Wyglądało to jak pole
bitwy. Wszyscy siedzieli w małym kółeczku grając w butelkę. Na nasz widok
rozpromienili się.
- Cześć Wam! – krzyknęłam próbując zagłuszyć
muzykę, która grała w najlepsze. Przejechałam wzrokiem po pokoju i nigdzie nie
zauważyłam Joy. ‘Pewnie nie mogła
przyjść.’ Pomyślałam i zasiadłam koło Tay. Chaz chrząknął do mnie znacząco.
- Tak, tak. W bagażniku. – zaśmiałam się.
Poderwał się z miejsca i razem z Chrisem wyszli z budynku. Na moment zapadła
cisza.
- Wiesz co Miley? – zagadnęła Taylor. – A my
się tu przed chwilą dowiedzieliśmy bardzo ciekawej rzeczy, prawda Justin? –
popatrzyła znacząco na chłopaka i uśmiechnęła się cwaniacko. Ten spuścił głowę.
- A co takiego? – odpowiedziałam oschle,
wbijając wzrok w szatyna. Domyśliłam się, że to miało związek właśnie z nim i
najpewniej ze mną. – Znowu chcesz powiedzieć jakiego ja to nie mam dużego ega i
dumy?
- Co? – Popatrzył na mnie, jak na wariatkę.
Poruszyłam brwiami. Westchnął, bo chyba domyślił się co miałam na myśli. – Ach no
tak. – zaśmiał się.
- Przezabawne i komiczne. – odparłam ironicznie
i przewróciłam oczami. Tay zlustrowała mnie i zapytała.
- O co chodzi?
- Posłuchaj sobie wywiadu Justina z wczoraj. –
wzruszyłam ramionami. Dziewczyna podrapała się po głowię i spojrzała na
Justina. Ten w dalszym ciągu siedział z bananem na ryju. Starałam się na niego
nie patrzeć, bo pewnie zaraz powiedziałabym bądź zrobiła coś nie na miejscu.
- No to co się dowiedziałaś? – odezwałam się,
przypominając sobie, że dziewczyna jeszcze przed sekundą chciała mi coś
przekazać.
- Nie wiem, czy Jus chce bym to oznajmiła. –
skierowała wzrok na niego, a jemu od razu zniknął ten uśmieszek z twarzy.
- Nawet się nie waż. – burknął groźnie i
nerwowo poprawił poduszkę, na której się opierał. Naprawdę nie wiedziałam co
jest wgrane i szczerze powiedziawszy średnio mnie to obchodziło. A niech se ma
przede mną tajemnice. I tak wiedziałam, że będzie to coś od czego skoczę mu do
gardła i zniszczę sobie ten wieczór.
*
- Dobra, towarzystwo. – powiedział Chaz popijając
piwo. – Zabawmy się. Prawda czy wyzwanie. Co wy na to?
- Jasne. – zgodziliśmy się niemal chórem. Chłopak
dopił napój i położył go w środku koła.
Zakręcił i wypadło na mnie.
- Prawda. – odparłam. Nie chciałam na razie
wyzwań, no już na pewno nie od niego, bo dawał chamskie i naprawdę ciężkie do
zrobienia.
- Hmm.. – podrapał się po głowie. - O już wiem. Podoba ci się Justin? – zapytał i
wyszczerzył się. Przysięgam, że gdybym teraz coś piła to wyplułabym to prosto
na jego koszulę. Tym pytaniem kompletnie zbił mnie z tropu. Owszem, domyślałam
się, iż to pytanie będzie miało taki charakter, ale bez przesady.
- Chce inne. – powiedziałam i poważnie na
niego popatrzyłam.
- Nie ma! – krzyknął. – Co? Tchórzysz? – doskonale
wiedział, że moja duma nie pozwoli mi przegrać. Zawsze miałam coś takiego, że
nie potrafiłam się p0ddać. Podjudzał mnie, a ja nie mogłam nie odpowiedzieć.
- Boisz się przyznać? – odezwał się cwano
Bieber. Rzuciłam mu spojrzenie w stylu ‘ to było do mnie, marna istoto?’ i
westchnęłam.
- Nie. – popatrzyłam Chazowi w oczy. – Justin mi
się nie podoba. Jest zadufanym w sobie gnojkiem, którego nie obchodzi nic poza
nim samym. Myśli, że jest taki ekstra, jednak grubo się myli. – uśmiechnęłam się i zerknęłam na szatyna.
Ścisnął dłoń w pięść i zacisnął szczękę. To go we mnie denerwowało. Nie to, że
miałam dumę czy ego. Po prostu to, że miałam własne zdanie i nie szłam za
większością. To, że jako jedyna w szkole potrafiłam oprzeć się jego ‘wdziękom’
i nie widziałam w nim nic, poza egoistą. Prawda w oczy kole, prawda?
- Uuuuu. Poważnie. – Taylor była wyraźnie zła
na mnie, za to co powiedziałam. No ale przecież to miała być szczerość. Miałam
skłamać?
- Oj przestańcie. Odpowiedziałam na pytanie
zgodnie z tym co myślę. – powiedziałam i spojrzałam na nią. Pokręciła głową. –
Miałam powiedzieć, że strasznie mi się podoba i chce być z nim do końca życia,
tylko dlatego, że on sobie tego życzy i nie potrafi przyjąć krytyki?
- Nie. – podniosła głos. Nie lubiłam gdy to
robiła, bo wiedziałam, iż jest już poważnie wkurzona i łatwo jej nie
udobrucham. – Mogłam powiedzieć to normalnie, a nie obrażać go.
- Przestań. – prychnęłam. – On robi to cały
czas. Więc ja nie mogę?– teraz to ja traciłam cierpliwość. Cholera, czy przez
tego idiotę muszę kłócić się ze wszystkimi? Swoją drogą nie wiedziałam dlaczego
ona tak go broni. Rozumiem, że to jej przyjaciel, ale bez przesady.
- Mocne słowa, wiesz? – zironizowała. Popatrzyłam
na nią, a ona na mnie. Obydwie mierzyłyśmy się wzrokiem.
- Za mocne jak na kogoś kogo nikt nigdy nie
wychował. – mruknął Bieber. Pewnie chciał powiedzieć to pod nosem, tak by nikt
nie usłyszał. Jednak ja naprawdę mam dobry słuch.
- Coś ty powiedział? – popatrzyłam się na
niego spod byka i zacisnęłam dłonie. Miałam ochotę przywalić mu w tą jego
idealną buźkę, tak by wreszcie zrozumiał, że nie zawsze mu się upiecze. Szatyn
na chwilę się zmieszał, ale nie na długo.
-To co słyszałaś. – uśmiechnął się cwaniacko
i spojrzał mi prosto w oczy. Tak jakby chciał zabić słowami. – Mamusia i tatuś
nie nauczyli cię kulturki? Och zapomniałem. Jak mogli nauczyć, skoro oboje NIE
ŻYJĄ. – syknął, kładąc nacisk na dwa ostanie słowa. Uśmiech na jego twarzy
świadczył o tym, że był z siebie dumny.
- A twój braciszek? Nie mógł cię tego
nauczyć? Zapomniałbym. Przecież jego nie obchodziło nic innego jak twoje ciało,
prawda? – w dalszym ciągu patrzył mi prosto w oczy. Bez zażenowania, bez
skruchy. To tylko upewniło mnie w tym, że nie miał uczyć, a pojęcia takie jak
współczuje i takt były mu jak najbardziej obce.
Otworzyłam
szeroko usta, nie mogąc uwierzyć w to co usłyszałam. Nie mogłam pojąć, jak mógł
poruszyć taki temat, jako broń. To był cios poniżej pasa i on o tym wiedział. Po policzkach popłynęły mi łzy.
To co tak bardzo próbowałam zapomnieć stanęło mi przed oczami. A wszystko przez
niego. Prze tego kretyna. W tym momencie życzyłam mu śmierci. Nie miał prawa
mówić w ten sposób o moich rodzicach, czy Ethanie. Nie wiedziałam co
powiedzieć. Czułam się jakby ktoś przed chwilą wbił mi nóż w plecy. Dosłownie.
Zrobił, a raczej powiedział coś, co jest niedopuszczalne. Mam nadzieje, że za
te słowa będzie się smażył w piekle.
- Miley.. – Taylor złapała mnie za rękę. Było
jej głupio i wstyd za to co powiedział szatyn. Nie potrzebnie. To on powinien
poczuć zażenowanie, ale to uczucie zarezerwowane jest wyłącznie dla osób z
pokładami dobroci w sercach. Nie dla
niego.
- Dalej
uważasz, że jest niewinny i to ja go tutaj obraziłam? – wydukałam łamiącym się
głosem. Z impentem wstałam i pobiegłam do łazienki. Zakluczyłam się w niej i osunęłam
na podłogę.
Zakryłam
twarz dłońmi i rozpłakałam się. Jak małe dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki.
Zranił moje uczucia. Może mówić o mnie co chce, nazywać mnie jak chce, ale to
było zdecydowanie za wiele. Ile bym dała żeby choć przez chwile ten egoista
poczuł to co ja. Znalazł się w tej samej sytuacji. Nie potrafiłam o tym
otwarcie mówić. Dlatego szokiem było dla mnie zetknięcie się tak brutalnie z
prawdą. No bo nie oszukujmy się. Jakby to nie wyglądało powiedział prawdę. Moi
rodzice nie żyją? Prawda. Mój brat czyhał na moje ciało? Prawda. Doskonale
wiedział, że gdy mi to powie złamie mnie. Psychicznie to dla mnie za wiele. Ale
to, że potrafił to wykorzystać było dowodem na to, że jest zerem. Społecznym dnem
bez wizji na lepsze życie. Nie dam sobą pomiatać. Nie dam mówić w ten sposób o
mojej rodzinie. Nie jemu.
Wkurzona
wstałam i otworzyłam z hukiem drzwi. Wszystkie oczy momentalnie wbiły we mnie
swój wzrok. Nie kontrolowałam siebie. To był manewr obronny. Atak. Podeszłam do
niego i zaczęłam szarpać go za koszulę.
- Pojebało cię?! – krzyknął. Nie słuchałam go.
Szarpałam go najmocniej jak potrafiłam. Nie potrafiłam się opanować.
Wiedziałam, że robię źle, mimo to nie mogłam przestać.
- Do jasnej cholery przestań! – krzyknął i
mocno złapał mnie za ręce w nadgarstkach. Próbowałam się wyrwać, ale był
silniejszy. – Przestań. – powiedział spokojniej. Ale do mnie nie docierały te
słowa. Skorzystałam z chwili nie uwagi i wyszarpałam dłonie z uścisku. Z całej
siły pchnęłam go, tak że omal się nie wywrócił. Ból fizyczny, jaki próbowałam
mu zadać był odpowiedzią na jak źle mnie potraktował. Reagowałam w ten sposób
na wszystko co mnie w jakiś sposób urazi. Czy to jest nienormalne? Wtedy
całkowicie wyłączyło mi się myślenie. Zranił mnie, więc poniesie karę.
Popatrzył
na mnie z agresją. Wpadł w taki sam szał jak ja. Byłam pewna, że nie mam z nim szans. Lecz dalej nie zamierzałam się
wycofać. Podeszłam do niego i pchnęłam go jeszcze raz. Z taką samą siłą. Tym
razem jednak chłopak tylko lekko się przechylił. Zamachnął się w powietrzu.
Wiedziałam co chce zrobić. Uderzyć mnie. Odruchowo zakryłam twarz dłońmi.
Mijały
sekundy, a ja dalej nie poczułam na sobie jego siły. Powoli odsłoniłam twarz.
Stał z ręką zatrzymaną w powietrzu. Tak jakby ktoś zatrzymał czas. Jego twarz w
dalszym ciągu miała wymalowaną złość, ale widziałam, że próbuje się kontrolować.
- No dalej. Uderz mnie. – wyszeptałam tak, by
tylko on mógł to usłyszeć. Zdawałam sobie sprawę, że igram z ogniem. Podsycałam
go. Mówiłam to całkiem nieświadoma i pod wpływem impulsu. – Uderz i pokaż jak
nic nie wartym gnojkiem jesteś.
Powoli
opuścił dłoń. Poczochrał się po włosach. Zdenerwowanie ustąpiły miejscu… Czyżby
to było poczucie winy? Niemożliwe. On
nie ma uczuć. Jednak tak to wyglądało. Nie patrzył na mnie. Wzrok wbił w
podłogę, jakby było na niej coś bardzo interesującego. Mi również nerwy
ustępowały.
- Głupio wyszło. – zauważył. Miałam ochotę
uderzyć go po raz kolejny, ale powstrzymałam się. Musiałam się uspokoić. To i
tak za daleko już zaszło. Koniec, Miley. Uspokój się.
- Zamknij się. – burknęłam i wymijając jego
oraz pozostałych, którzy przyglądali się nam z otwartymi buziami, wyszłam z
domu. Swoje kroki skierowałam.. W sumie w żaden konkretny kierunek. Po prostu
szłam przed siebie.
- Miley! – usłyszałam za sobą wołanie na
przemian Chaza, Tay i Christiana. Przyśpieszyłam, a łzy ciurkiem kapały z mojej
brody.













