sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 1

*
 - No, no siostrzyczko. Widzę, że całkiem nieźle się tu urządziłaś.- powiedział Ethan delikatnie przejeżdżając opuszkami palców po ramce, w której było zdjęcie rodziców.
 - Proszę cię, daj mi spokój. – Błagałam go, odsuwając się w tył. Po mojej brodzie skapnęło kilka łez. Gula w gardle sprawiała, że ledwo mogłam oddychać. Wiedziałam co się stanie. I ta wiedza przerażała mnie najbardziej.
 - Nie bój się, myszko. – popatrzył się na mnie. W jego oczach dostrzegłam złość. Natomiast jego twarz wyrażała radość. Grał, a ja nie wiedziałam którą rolę przybrał dzisiaj.
 - Nic złego ci nie zrobię. – dodał i powoli zaczął zbliżać się do mnie. Zawsze tak mówił i nigdy nie dotrzymywał słowa.
 - Proszę, nie… - niemal wyszeptałam, a na policzkach poczułam łzy. Nie chciałam by do mnie podchodził. Nie chciałam by mnie dotknął. Nie chciałam by był blisko mnie.
 - Spokojnie. – odległość między nami niebezpiecznie się zmniejszała. Chwiejąc się szłam do tyłu, kiedy poczułam za sobą opór. Ściana. Teraz było pewne, że mu nie ucieknę. Nawet gdybym bardzo się postarała, on mnie złapie, a wtedy kara dla mnie będzie jeszcze bardziej surowa.
Podszedł do mnie i jedną ręką złapał mnie za włosy, a drugą pogładził po twarzy. Uśmiechał się szyderczo. Uśmiechał się, bo wiedział, że nic nie zrobię. Że pozwolę na wszystko czego będzie chciał. Nie miałam wyjścia. Musiałam.
 - Do roboty, kochanie. – wyszczerzył zęby i gwałtownie pociągnął moje włosy w dół tak, że pod wpływem bólu opadłam na kolana. Kolejna fala łez spłynęła po mojej posiniaczonej twarzy. Trzymał mnie kurczowo i mocno ciągnął. Kilka razy prawie krzyknęłam z bólu, jednak opamiętałam się czując jego uderzenia na twarzy i brzuchu.
Nie zwalniając uścisku, rozpiął rozporek. Posłusznie zaczęłam wykonywać jego rozkazy, czując na sobie jego przyśpieszony oddech i parszywe spojrzenia.
*
Obudziłam się zlana potem. Włosy kleiły mi się do czoła, a oczy całe opuchły. Po policzkach spływały mi łzy. Nie mogłam się opanować. To wracało. Było takie realne. Wszystko zaczynało dziać się na nowo, tym razem w moich snach. Ale to nie znaczy, że mniej bolało. Mimo, że przed oczami rysował mi się zacieniony pokój i meble, a wszystko było takie jak wtedy gdy się kładłam, to dalej bałam się, że za chwilę Ethan wyjdzie zza drzwi i zacznie uśmiechać się do mnie tak jak dawniej.
Coraz częściej miewałam takie sny. Widziałam w nich wszystko to co przeżyłam. Wracało ze zdwojoną siłą. Choć za dnia nie myślałam o tym zbytnio i już potrafiłam cieszyć się życiem, to w dalszym ciągu noc była dla mnie zwiastowaniem cierpienia i bólu. Każdego cholernego wieczoru to samo. Ten sam sen, ta sama sceneria, ten sam człowiek i ja, jako ofiara w roli głównej. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogłam uciec. Krzyk na nic się nie zdawał, a nogi odmawiały posłuszeństwa ilekroć natrafiłam na jego spojrzenie. Nie jestem w stanie zrozumieć jak człowiek może okazać się tak bezlitosnym zwierzęciem, a potrzeby stawiać na pierwszym miejscu, nawet jeśli w grę wchodziła jego  o dziewięć lat młodsza siostra. Wiedział co robił i wiedział jak to się fachowo nazywa, jednak dalej trwał w tym co przecież było takie ‘normalne’.
Do moich uszu dobiegł dźwięk budzika, a ja wręcz podskoczyłam na łóżku. Zaklęłam cicho na urządzenie i wyłączyłam irytujący alarm. Odrzuciłam kołdrę i ze szczęściem, że wreszcie zaczął się dzień wstałam na równe nogi. Rozciągnęłam się i podeszłam do komody, w której trzymałam rzeczy. Na jej blacie stało zdjęcie moich rodziców. Uśmiechnęłam się do nich i jak zawsze powiedziałam im ‘dzień dobry’. Dzięki temu miałam uczucie, że choć w najmniejszych stopniu są ze mną.
Z dna szafki wygrzebałam kilka ciuchów i w celu wzięcia prysznica udałam się do łazienki. Ciepła strużka wodny doszczętnie zmyła ze mnie wspomnienie o śnie i już gdy wycierałam się ręcznikiem nie pamiętałam o tym. Wciągnęłam na siebie czarną bokserkę, niebieskie rurki i czarne trampki. Przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam całkiem okey.
Przeczesałam moje niesforne kosmyki, choć wcale na wiele się to nie zdało. Pomalowałam oczy tuszem i przeciągnęłam błyszczykiem po ustach. Poszłam do pokoju i sięgnęłam po plecak. Wrzuciłam do niego słuchawki, kilka drobnych, perfumę i szczotkę. Energicznym krokiem zbiegłam na dół i swoje kroki skierowałam w stronę kuchni. Wyciągnęłam z lodówki jogurt i zabrałam się do jego konsumpcji. Spojrzałam na zegarek wiszący nad oknem. Wskazówki mówiły, że jest za dwadzieścia ósma. Wyszczerzyłam oczy i szybko wrzuciłam opakowanie po moim śniadaniu do kosza. Chwyciłam plecak i wyszłam z domu.
W szkole byłam po mniej więcej 15 minutach. Na szczęście była dość blisko. Jednak nawet odległość nie uchroniła mnie przed spóźnieniem się. Na korytarzu nie było już żywej duszy, więc powolnym krokiem poszłam do szafki po książki na angielski. Już w klasie czekała na mnie niemiła niespodzianka.
 - Witamy, panno Loudshoot. – Nauczyciel tego przedmiotu był jedyny w szkole, który potrafił wymówić moje nazwisko, toteż często tak się do mnie zwracał. -  Dlaczego się spóźniłaś?
 - Zaspałam. Przepraszam. – odparłam i już chciałam usiąść w wolnej ławce na samym końcu pomieszczenia, kiedy nauczyciel powiedział.
 - Nie, nie. Dzisiaj usiądziesz sobie bliżej mnie. – swój wzrok skierował najpierw na mnie, później na klasie. Podrapał się po głowie i dodał. – Widzę wolne miejsce koło Justina więc choć do niego.
Popatrzyłam na chłopaka do którego miałam usiąść. Był najbardziej znienawidzonym przeze mnie chłopakiem w szkole. Idealny, tak rozchwytywany. Dziewczyny uganiały się za nim i praktycznie prosiły go o randkę czy chociażby zwrócenie na siebie uwagi. A on to wykorzystywał. Przypomniał mi…. Mojego brata. Tak cholernie pewnego siebie, tak bezkarnego/poza prawem. Może właśnie dlatego go nie lubiłam? Może po prostu patrząc na niego widziałam coś co chciałam zapomnieć. Nie wiem co było powodem. W każdym razie od początku nie przypadł mi do gustu. Zresztą ja mu też. Ubliżał mi na każdym kroku i ch0ciaż nie zrobiłam mu nic, co go by  do tego sprowokowało, to nie zamierzał przestać. Jak ogień i woda.
Przewróciłam teatralnie oczami i z ociąganiem zasiadłam obok Biebera. Swoją drogą nigdy nie nazywałam go inaczej. Wyciągnęłam książki z torby i zaczęłam uważnie śledzić poczynania nauczyciela. Jednak kontem oka widziałam jak chłopak mi się przygląda, co uniemożliwiało mi skupienie się na lekcji.
 - Dobra, jaki masz problem? – zapytałam w końcu, mierząc go wzrokiem.
- Nie nic. Po prostu chciałem sprawdzić jak długo będziesz udawać, że interesuje cię przebieg lekcji. – uśmiechnął się cwaniacko i podparł łokciami o ławkę.
 - Co masz na myśli? – zacisnęłam dłoń na długopisie. Przysięgam, że gdyby nie ludzie tu obecni, to rzuciłabym się na niego próbując zadźgać go owym przedmiotem. Sam dźwięk jego głosu, jego spojrzenie sprawiały, że żałowałam iż kiedykolwiek go poznałam. Nienawidziłam w nim dosłownie każdej części jego ‘idealnego’ ciała, a on dobrze o tym wiedział.
 - No to, że jak na dziewczynę widocznie zainteresowaną moim towarzystwem dalej uparcie próbujesz grać, że nic cię nie rusza. – puścił mi oczko.
 - Co ty człowieku ćpasz? – demonstracyjnie postukałam się po głowie. Ten cicho się zaśmiał. – Co cię tak bawi?
 - To, jak prawdziwie potrafisz grać. – cmoknął powietrze w moim kierunku.
 - Nic nie gram! – krzyknęłam zupełnie zapominając, że znajdujemy się w klasie.
 - Miley! – usłyszałam glos nauczyciela. – Ktoś tu chyba chce zostać po lekcjach.
 - Przepraszam. – powiedziałam i przegryzłam wargę. Pokręcił głową i wrócił do tłumaczenia czegoś na tablicy. Wypuściłam powietrze i na nowo starałam się zapomnieć o tym typie siedzącym obok mnie. I prawie mi się to udało. Ale chyba spokój nie był mi na tej lekcji pisany. Bieber położył na moją książkę małą, zwiniętą karteczkę. Chwilę się zastanawiałam czy po prostu nie wyrzucić jej, ale ciekawość wzięła górę. Odwinęłam ją i przeczytałam.
‘Tylko grasz, że nie lecisz na mnie’
Zgięłam ją w dłoniach i popatrzyłam na niego. Czy ten chłopak naprawdę nie ma za gorsz rozumu? Czemu nie da mi spokoju?
 - Jesteś pojebany. – wyszeptałam. Szybkim ruchem wrzuciłam książki do torby i nie patrząc się na niego wyszłam z klasy. Nie miałam ochoty siedzieć tam z nim. Wkurzał mnie swoim zuchwałym zachowaniem i tym, że wydawało mu się, iż może dostać wszystko co chce.
Stanęłam bezradnie na korytarzu i nie wiedziałam co mam dalej robić. Zdezorientowana popatrzyłam na obrazek wiszący na ścianie. Widniało na nim hasło ‘Stop przemocy’. Niby nic, a zaciekawiło mnie. Narysowane było tam dziecko, a obok dorosły mężczyzna. Dziewczynka trzymała w dłoni misia, natomiast on podchodził do niej z nożem w ręku. W tej małej, zagubionej osóbce odnalazłam dawną siebie. Też tak wyglądałam. Ale wtedy nikt mi nie pomógł. Nikt nie usłyszał mojego cichego wołania o pomoc.
‘Przestań się dołować, Miley. Żyj tym co jest teraz, a nie przeszłością’ zganiłam się w myślach. Oderwałam wzrok od obrazu i pewnym krokiem ruszyłam w stronę szafek. Wydobyłam z niej książki na następną lekcję. Obsunęłam się na podłogę i patrzyłam przed siebie.
*
W-f był najbardziej wykańczającym przedmiotem w szkole. Nigdy nie byłam urodzoną sportsmenką, dlatego też jak ognia unikałam tej lekcji. No ale nie zawsze mi się to udawało. Cała zdyszana i rozczochrana weszłam na stołówkę. Rozejrzałam się po Sali w celu znalezienia znanych mi twarzy.
 - Tutaj! – krzyknęła Taylor i pomachała mi ręką. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i podążyłam w kierunku stoliku.  Wszyscy już tam siedzieli. To znaczy Tay, Joy, Chaz i Chrisa. Oczywiście swoje miejsce w ich gronie miał też Bieber. Oni się lubili, przyjaźnili od podstawówki i byłabym idiotką każąc im zakończyć te znajomość, bo miałam taki kaprys. Co nie znaczy, że towarzystwo szatyna męczyło mnie.
Usiadłam wygodnie obok Chaza jednocześnie kładąc na stoliku kanapkę i cole. Oparłam się na łokciach i przyglądałam się mojemu drugiemu śniadaniu. Zastanawiałam się czy nie kupić sobie czegoś innego do jedzenia, ale głód był na tyle duży, że w końcu sięgnęłam po kanapkę.
 - Słuchajcie. Z racji tego, że dzisiaj piątek to wpadnijcie do mnie. Na taką małą przyjacielską imprezkę. Moich rodziców nie ma do jutra, więc spokojnie możemy się spotkać.  – odezwał się Chaz.
 - Jak dla mnie to fajny pomysł. Ale jest jeden problem. – powiedziała Joy i spuściła głowię. – Bo ja tak trochę mam szlaban. No i nie wiem czy mama mnie puści.
 - Ubłagasz ją, zobaczysz. – wtrąciła Taylor. Na wieść o karze wydzieloną przez mamę zrobiło mi się trochę głupio. Ja nie musiałam prosić o pozwolenie już od bardzo, bardzo dawna. Mieszkam sama od roku. O rodzicach nie wspomnę, bo miałam zaledwie dziewięć lat, gdy zginęli. – W każdym razie ja mogę iść. A wy? – dodała.
 - Nie wiem, nie wiem. Zapytam się. – parsknęłam cicho śmiechem. Pozostali wtórowali mi. TO znaczy oprócz Biebera, rzecz jasna.
 - No to co? O 19 u mnie? – upewnił się Chaz.
 - Jasne. – odparliśmy wszyscy niemal równocześnie.
 - A i ten. – speszył się nieco i popatrzył na mnie. – Gdybyś mogła to… Kupisz po dwa piwa dla każdego, dobra?
Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się. Jako jedyna miałam ukończone 18 lat, choć rocznikowo mieliśmy wszyscy. Ja jednak miałam to na papierze. Z wyższością uniosłam głowę i powiedziałam:
 - Poproś mnie ładnie, to przemyślę sprawę.  – Taylor popatrzyła na mnie nie wiedząc co mam na myśli. Chaz głośno westchnął i wstał od stolika. Uklękną przede mnę, chwycił mnie za rękę i zaczął swój monolog:
 - O wielka, przepiękna Miley. Czy nie uraczyłabyś nas kilkoma puszkami alkoholu, ponieważ tylko ty jesteś wybraną i tylko tobie dane jest pozwolenie na jego kupienie. Będziemy ci bardzo, ale to bardzo wdzięczni. – spojrzał na mnie. Próbowałam zachować poważny wyraz twarzy, ale w głębi duszy trzęsłam się ze śmiechu. Wyrwałam się z jego uścisku i odwróciłam niemal plecami.
 -‘ Przepiękna’. – usłyszałam prychnięcie Biebera. Zmierzyłam go wzrokiem, ale nie miałam chęci na kłótnie z nim. To była prowokacja i wiem, że liczył na to, iż ulegnę. Nie tym razem, kochany.
 - Zastanowię się, chłopcze. – odparłam zwracając się do Chaza. Poklepałam go po głowię i gestem ręki pokazałam, że może już usiąść. Dopiero teraz spostrzegłam dwie dziewczyny, które stały i uważnie nam się przyglądały. Miały otwarte buzie ze zdziwienia, a sądząc po odległości w jakiej stały, to raczej nie usłyszały tego co mówił i dość błędnie odebrały jego postawę. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam się głośno śmiać.
 - O co chodzi? – odezwał się Chris, po raz pierwszy odkąd go widzę. Patrzył na mnie zdezorientowany, zresztą tak jak pozostali.
 - No bo tamte dziewczyny. – zaczęłam i pokazałam w ich kierunku jednak kolejny napad wesołości uniemożliwił mi dokończenie zdania. Myślę jednak, że każdy zrozumiał o co mi chodzi, ponieważ zaraz usłyszałam tłumiony śmiech każdego po kolei.
 - Jakiś problem? – krzyknął Chaz. Po jego głosie słyszałam, że sam nie może powstrzymać się od wybuchu śmiechu, ale dobrze to  maskował. – Nie można się już oświadczyć kobiecie mojego życia? – wydarł się. Jestem w stu procentach pewna, że wszyscy tu obecni popatrzyli się na nas jak na idiotów, ale zbyt mocno się śmiałam, by sprawdzić to na własne oczy.
- Dobra, chłopie. Spokój. – Chris złapał Chaza za ramie, gdy już był w stanie się odezwać. – Nie rób nam wstydu.
 - Ale ja nic nie robię. Wyznaje miłość, nic więcej. – odparł udając oburzonego. Zadzierając głowę wstał i udał się do wyjścia z Sali. Widziałam jak cała stołówka (dosłownie cała) pokazywała na niego palcami. No to niezłą wiochę nam narobił.
Kontem oka zerknęłam na Justina. Chłopak bacznie mi się przyglądał. Pokręciłam głową i starałam się nie zwracać na niego uwagi.
*
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu w celu sprawdzenia godziny. Dochodziło wpół do 19. Podeszłam do lustra i przejrzałam się w nim. Jak na dziewczynę dość wysoką byłam przeraźliwie chuda. Podciągnęłam bluzkę do góry. Mimo tego iż staram się jeść regularnie i dobrze, to moje problemy żywieniowe dają się we znaki. Wystające kości w okolicy bioder zwiastowały, że znów schudłam. A nie taki był mój zamiar.
‘No nic, Miley. Pomyślimy o tym później’. Powiedziałam sama do siebie i zabrałam się za przeczesywanie moich długich włosów. Popsikałam je lakierem i lekko poczochrałam. Pomalowałam na nowo oczy tuszem, a usta przejechałam błyszczykiem. Cmoknęłam kilka razy, by równomiernie się rozprowadził. Właśnie schodziłam na dół kiedy w całym domu rozległ się dźwięk dzwonka. Pobiegłam do drzwi i otworzyłam je.
 - Hej Chris. – uśmiechnęłam się.  – Zaraz wychodzę. – dodałam i zaczęłam zakładać buty. Powiem szczerze, że szło mi to opornie z racji tego, że zawsze miałam jakiś problem z zawiązaniem sznurowadeł.  
 - Wiesz, jeśli chcesz mogę zawiązać je za ciebie. – Chłopak popatrzył na mnie z wyraźnym ubawieniem gdy po raz wtóry męczyłam się z zasznurowaniem tego cholernego buta.
 - Poprosiłabym. – odparłam. Wszedł do mieszkania i uklęknął. W porównaniu do mnie, jemu poszło to naprawdę bardzo sprawnie i już po zaledwie pięciu sekundach byłam gotowa.
 - Dzięki. – rzuciłam gdy wchodziliśmy już do auta.
 - No problemo. – puścił mi oczko i włączył radio. Jechaliśmy w zupełnej ciszy słuchając wiadomości. W pewnym momencie spikerka powiedziała:
‘Młody, choć wybitnie utalentowany, wokalista Justin Bieber udzielił wczoraj wywiadu.’
 - Nie no, nawet w radiu. – mruknęłam. Wystawiłam rękę w celu zmienia stacji, kiedy Chris klepną mnie w ramię. Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem.
 - Chce posłuchać. – wyjaśnił. Pokręciłam głową. No tak, przecież byłam jedyną osobą, która nie lubiła tego gwiazdorka. Odwróciłam twarz do szyby i starałam się skupić na mijanych domach. Niestety niewiele widziałam. Brak świateł na tej ulicy uniemożliwiał mi to, więc chcąc nie chcąc podchwyciłam kilka zdań jakie padały z głośników.
‘Jak fanki?’ ‘Kiedy kolejny wywiad’ ‘A twoi rodzice’. Nic nie znaczące i półmądre odpowiedzi Biebera sprawiły, że miałam ochotę wyjść i przejść się pieszo. Chociaż w mediach mógłby przestać zgrywać z siebie cwaniaka.
‘A jak wyglądają twoje relacje z przyjaciółmi?’ Nie wiem czemu, ale gdy usłyszałam to pytanie to odruchowo popatrzyłam w stronę z której wydobywał się głos. Szczerze mówiąc ciekawiła mnie jego odpowiedź. Wiedziałam, że do przyjaciół się nie zaliczam, ale mimo to uważnie się wsłuchałam w to co za chwilę powie.
 ‘Mam ich zaledwie kilku Chaz, Chris, Joy i Taylor. Są kochani. Naprawdę wiele im zawdzięczam’. Dalej już nie słuchałam. Tak jak myślałam. Choć w sumie, czemu mnie to dziwi? Przecież moja odpowiedź nie wiele odbiegała by od jego.
‘Wspomniałeś na początku coś o trudnym charakterze w paczę. Co miałeś na myśli?’
‘Hmm’. Wyraźnie było słychać, że Bieber wacha się. Jednak po chwili powiedział:
‘No więc znam kogoś o wyjątkowo trudnym charakterze. Należy do naszej paczki. To znaczy przyjaźni się z moimi znajomymi. Nie ze mną.  – zdałam sobie sprawę, że tym trudnym charakterem jestem ja. Zrobiłam głośniej i z wyczekiwaniem czekałam na to, co jeszcze o mnie powie.
‘Jest fajna, przynajmniej tak myślę. Ale od zawsze  nie lubiła mnie, a i ja nie pałam do niej. W sumie jest mi obojętna, chociaż nie powiem, wolałbym mieć ją jako sprzymierzeńca, nie wroga. Strasznie duże ego i duma się kłania u niej. Nie lubię tego.’ – dodał dobitnie.
Zagotowało się we mnie. Ja mam wybujałe ego i dumę? Ja?! A kto jest najbardziej zadufanym w sobie nastolatkiem, jaki kiedykolwiek chodził po tej planecie? Kto bawi się uczuciami innych jak zabawkami? Kto? No na pewno nie ja. Więc niech lepiej pilnuje siebie.
Z impentem wyłączyłam radio i skrzyżowałam ręce na piersi.
 - Co cię ugryzło? – zapytał Chris, widząc moje zdenerwowanie. Ja w geście bezradności wzruszyłam ramionami. Od razu skapnął się co mam na myśli. – E tam, Miley. Ja tam lubię cię taką jaką jesteś. Reszta z nas też. Przecież do szczęścia nie jest ci potrzebna jego przychylność.
 - Wiem. – odparłam, w dalszym ciągu nie zmieniając pozycji. – Ale niech ten gnojek pilnuje sam siebie.  – wlepiłam wzrok w szybę. Chłopak wiedział, że jestem wkurzona i jego gadanie i tak na niewiele się zda, toteż przez całą drogę milczał. Na szczęście pod dom Chaza dojechaliśmy w miarę szybko.
*
Bez pukania weszliśmy do domu. Na stole leżała w połowie zjedzona pizza, a na podłodze walały się opakowania po żelkach i napojach. Wyglądało to jak pole bitwy. Wszyscy siedzieli w małym kółeczku grając w butelkę. Na nasz widok rozpromienili się.
  - Cześć Wam! – krzyknęłam próbując zagłuszyć muzykę, która grała w najlepsze. Przejechałam wzrokiem po pokoju i nigdzie nie zauważyłam Joy.  ‘Pewnie nie mogła przyjść.’ Pomyślałam i zasiadłam koło Tay. Chaz chrząknął do mnie znacząco.
 - Tak, tak. W bagażniku. – zaśmiałam się. Poderwał się z miejsca i razem z Chrisem wyszli z budynku. Na moment zapadła cisza.
  - Wiesz co Miley? – zagadnęła Taylor. – A my się tu przed chwilą dowiedzieliśmy bardzo ciekawej rzeczy, prawda Justin? – popatrzyła znacząco na chłopaka i uśmiechnęła się cwaniacko. Ten spuścił głowę.
 - A co takiego? – odpowiedziałam oschle, wbijając wzrok w szatyna. Domyśliłam się, że to miało związek właśnie z nim i najpewniej ze mną. – Znowu chcesz powiedzieć jakiego ja to nie mam dużego ega i dumy?
 - Co? – Popatrzył na mnie, jak na wariatkę. Poruszyłam brwiami. Westchnął, bo chyba domyślił się co miałam na myśli. – Ach no tak. – zaśmiał się.
 - Przezabawne i komiczne. – odparłam ironicznie i przewróciłam oczami. Tay zlustrowała mnie i zapytała.
 - O co chodzi?
 - Posłuchaj sobie wywiadu Justina z wczoraj. – wzruszyłam ramionami. Dziewczyna podrapała się po głowię i spojrzała na Justina. Ten w dalszym ciągu siedział z bananem na ryju. Starałam się na niego nie patrzeć, bo pewnie zaraz powiedziałabym bądź zrobiła coś nie na miejscu.
 - No to co się dowiedziałaś? – odezwałam się, przypominając sobie, że dziewczyna jeszcze przed sekundą chciała mi coś przekazać.
 - Nie wiem, czy Jus chce bym to oznajmiła. – skierowała wzrok na niego, a jemu od razu zniknął ten uśmieszek z twarzy.
 - Nawet się nie waż. – burknął groźnie i nerwowo poprawił poduszkę, na której się opierał. Naprawdę nie wiedziałam co jest wgrane i szczerze powiedziawszy średnio mnie to obchodziło. A niech se ma przede mną tajemnice. I tak wiedziałam, że będzie to coś od czego skoczę mu do gardła i zniszczę sobie ten wieczór.
*
 - Dobra, towarzystwo. – powiedział Chaz popijając piwo. – Zabawmy się. Prawda czy wyzwanie. Co wy na to?
 - Jasne. – zgodziliśmy się niemal chórem. Chłopak dopił napój i położył go w środku koła.  Zakręcił i wypadło na mnie.
 - Prawda. – odparłam. Nie chciałam na razie wyzwań, no już na pewno nie od niego, bo dawał chamskie i naprawdę ciężkie do zrobienia.
 - Hmm.. – podrapał się po głowie. -  O już wiem. Podoba ci się Justin? – zapytał i wyszczerzył się. Przysięgam, że gdybym teraz coś piła to wyplułabym to prosto na jego koszulę. Tym pytaniem kompletnie zbił mnie z tropu. Owszem, domyślałam się, iż to pytanie będzie miało taki charakter, ale bez przesady.
 - Chce inne. – powiedziałam i poważnie na niego popatrzyłam.
 - Nie ma! – krzyknął. – Co? Tchórzysz? – doskonale wiedział, że moja duma nie pozwoli mi przegrać. Zawsze miałam coś takiego, że nie potrafiłam się p0ddać. Podjudzał mnie, a ja nie mogłam nie odpowiedzieć.
 - Boisz się przyznać? – odezwał się cwano Bieber. Rzuciłam mu spojrzenie w stylu ‘ to było do mnie, marna istoto?’ i westchnęłam.
 - Nie. – popatrzyłam Chazowi w oczy. – Justin mi się nie podoba. Jest zadufanym w sobie gnojkiem, którego nie obchodzi nic poza nim samym. Myśli, że jest taki ekstra, jednak grubo się myli.  – uśmiechnęłam się i zerknęłam na szatyna. Ścisnął dłoń w pięść i zacisnął szczękę. To go we mnie denerwowało. Nie to, że miałam dumę czy ego. Po prostu to, że miałam własne zdanie i nie szłam za większością. To, że jako jedyna w szkole potrafiłam oprzeć się jego ‘wdziękom’ i nie widziałam w nim nic, poza egoistą. Prawda w oczy kole, prawda?
 - Uuuuu. Poważnie. – Taylor była wyraźnie zła na mnie, za to co powiedziałam. No ale przecież to miała być szczerość. Miałam skłamać?
  - Oj przestańcie. Odpowiedziałam na pytanie zgodnie z tym co myślę. – powiedziałam i spojrzałam na nią. Pokręciła głową. – Miałam powiedzieć, że strasznie mi się podoba i chce być z nim do końca życia, tylko dlatego, że on sobie tego życzy i nie potrafi przyjąć krytyki?
 - Nie. – podniosła głos. Nie lubiłam gdy to robiła, bo wiedziałam, iż jest już poważnie wkurzona i łatwo jej nie udobrucham. – Mogłam powiedzieć to normalnie, a nie obrażać go.
 - Przestań. – prychnęłam. – On robi to cały czas. Więc ja nie mogę?– teraz to ja traciłam cierpliwość. Cholera, czy przez tego idiotę muszę kłócić się ze wszystkimi? Swoją drogą nie wiedziałam dlaczego ona tak go broni. Rozumiem, że to jej przyjaciel, ale bez przesady.
 - Mocne słowa, wiesz? – zironizowała. Popatrzyłam na nią, a ona na mnie. Obydwie mierzyłyśmy się wzrokiem.
 - Za mocne jak na kogoś kogo nikt nigdy nie wychował. – mruknął Bieber. Pewnie chciał powiedzieć to pod nosem, tak by nikt nie usłyszał. Jednak ja naprawdę mam dobry słuch.
 - Coś ty powiedział? – popatrzyłam się na niego spod byka i zacisnęłam dłonie. Miałam ochotę przywalić mu w tą jego idealną buźkę, tak by wreszcie zrozumiał, że nie zawsze mu się upiecze. Szatyn na chwilę się zmieszał, ale nie na długo.
  -To co słyszałaś. – uśmiechnął się cwaniacko i spojrzał mi prosto w oczy. Tak jakby chciał zabić słowami. – Mamusia i tatuś nie nauczyli cię kulturki? Och zapomniałem. Jak mogli nauczyć, skoro oboje NIE ŻYJĄ. – syknął, kładąc nacisk na dwa ostanie słowa. Uśmiech na jego twarzy świadczył o tym, że był z siebie dumny.
  - A twój braciszek? Nie mógł cię tego nauczyć? Zapomniałbym. Przecież jego nie obchodziło nic innego jak twoje ciało, prawda? – w dalszym ciągu patrzył mi prosto w oczy. Bez zażenowania, bez skruchy. To tylko upewniło mnie w tym, że nie miał uczyć, a pojęcia takie jak współczuje i takt były mu jak najbardziej obce.
Otworzyłam szeroko usta, nie mogąc uwierzyć w to co usłyszałam. Nie mogłam pojąć, jak mógł poruszyć taki temat, jako broń. To był cios poniżej pasa i on o  tym wiedział. Po policzkach popłynęły mi łzy. To co tak bardzo próbowałam zapomnieć stanęło mi przed oczami. A wszystko przez niego. Prze tego kretyna. W tym momencie życzyłam mu śmierci. Nie miał prawa mówić w ten sposób o moich rodzicach, czy Ethanie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Czułam się jakby ktoś przed chwilą wbił mi nóż w plecy. Dosłownie. Zrobił, a raczej powiedział coś, co jest niedopuszczalne. Mam nadzieje, że za te słowa będzie się smażył w piekle.
 - Miley.. – Taylor złapała mnie za rękę. Było jej głupio i wstyd za to co powiedział szatyn. Nie potrzebnie. To on powinien poczuć zażenowanie, ale to uczucie zarezerwowane jest wyłącznie dla osób z pokładami dobroci w sercach.  Nie dla niego.
  - Dalej uważasz, że jest niewinny i to ja go tutaj obraziłam? – wydukałam łamiącym się głosem. Z impentem wstałam i pobiegłam do łazienki. Zakluczyłam się w niej i osunęłam na podłogę.
Zakryłam twarz dłońmi i rozpłakałam się. Jak małe dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki. Zranił moje uczucia. Może mówić o mnie co chce, nazywać mnie jak chce, ale to było zdecydowanie za wiele. Ile bym dała żeby choć przez chwile ten egoista poczuł to co ja. Znalazł się w tej samej sytuacji. Nie potrafiłam o tym otwarcie mówić. Dlatego szokiem było dla mnie zetknięcie się tak brutalnie z prawdą. No bo nie oszukujmy się. Jakby to nie wyglądało powiedział prawdę. Moi rodzice nie żyją? Prawda. Mój brat czyhał na moje ciało? Prawda. Doskonale wiedział, że gdy mi to powie złamie mnie. Psychicznie to dla mnie za wiele. Ale to, że potrafił to wykorzystać było dowodem na to, że jest zerem. Społecznym dnem bez wizji na lepsze życie. Nie dam sobą pomiatać. Nie dam mówić w ten sposób o mojej rodzinie. Nie jemu.
Wkurzona wstałam i otworzyłam z hukiem drzwi. Wszystkie oczy momentalnie wbiły we mnie swój wzrok. Nie kontrolowałam siebie. To był manewr obronny. Atak. Podeszłam do niego i zaczęłam szarpać go za koszulę.
 - Pojebało cię?! – krzyknął. Nie słuchałam go. Szarpałam go najmocniej jak potrafiłam. Nie potrafiłam się opanować. Wiedziałam, że robię źle, mimo to nie mogłam przestać.
 - Do jasnej cholery przestań! – krzyknął i mocno złapał mnie za ręce w nadgarstkach. Próbowałam się wyrwać, ale był silniejszy. – Przestań. – powiedział spokojniej. Ale do mnie nie docierały te słowa. Skorzystałam z chwili nie uwagi i wyszarpałam dłonie z uścisku. Z całej siły pchnęłam go, tak że omal się nie wywrócił. Ból fizyczny, jaki próbowałam mu zadać był odpowiedzią na jak źle mnie potraktował. Reagowałam w ten sposób na wszystko co mnie w jakiś sposób urazi. Czy to jest nienormalne? Wtedy całkowicie wyłączyło mi się myślenie. Zranił mnie, więc poniesie karę.
Popatrzył na mnie z agresją. Wpadł w taki sam szał jak ja. Byłam pewna, że nie mam z  nim szans. Lecz dalej nie zamierzałam się wycofać. Podeszłam do niego i pchnęłam go jeszcze raz. Z taką samą siłą. Tym razem jednak chłopak tylko lekko się przechylił. Zamachnął się w powietrzu. Wiedziałam co chce zrobić. Uderzyć mnie. Odruchowo zakryłam twarz dłońmi.
Mijały sekundy, a ja dalej nie poczułam na sobie jego siły. Powoli odsłoniłam twarz. Stał z ręką zatrzymaną w powietrzu. Tak jakby ktoś zatrzymał czas. Jego twarz w dalszym ciągu miała wymalowaną złość, ale widziałam, że próbuje się kontrolować.
 - No dalej. Uderz mnie. – wyszeptałam tak, by tylko on mógł to usłyszeć. Zdawałam sobie sprawę, że igram z ogniem. Podsycałam go. Mówiłam to całkiem nieświadoma i pod wpływem impulsu. – Uderz i pokaż jak nic nie wartym gnojkiem jesteś.
Powoli opuścił dłoń. Poczochrał się po włosach. Zdenerwowanie ustąpiły miejscu… Czyżby to  było poczucie winy? Niemożliwe. On nie ma uczuć. Jednak tak to wyglądało. Nie patrzył na mnie. Wzrok wbił w podłogę, jakby było na niej coś bardzo interesującego. Mi również nerwy ustępowały.
 - Głupio wyszło. – zauważył. Miałam ochotę uderzyć go po raz kolejny, ale powstrzymałam się. Musiałam się uspokoić. To i tak za daleko już zaszło. Koniec, Miley. Uspokój się.
 - Zamknij się. – burknęłam i wymijając jego oraz pozostałych, którzy przyglądali się nam z otwartymi buziami, wyszłam z domu. Swoje kroki skierowałam.. W sumie w żaden konkretny kierunek. Po prostu szłam przed siebie.

 - Miley! – usłyszałam za sobą wołanie na przemian Chaza, Tay i Christiana. Przyśpieszyłam, a łzy ciurkiem kapały z mojej brody.  

Prolog

Nie wszyscy maja to co chcą. Nie wszyscy mają bezpieczny dom do którego mogą wrócić. Nie wszyscy mają kochających rodziców.
Nie mam mamy, ani taty. Zginęli. Oboje. Mam za to brata. Jest to najbliższa i zarazem najdalsza mi osoba. Jedyne co nas łączy to więzy krwi. Nie kocham go, nie tęsknie za nim. Uciekłam od niego. Nie chce go już znać. Miał szansę, ale jej nie wykorzystał. Stał się moim prześladowcą, potworem który do teraz nawiedza mnie w snach. Moim jedynym dziecięcym koszmarem.
Pamiętam jego twarz, oczy, dłonie. Smród alkoholu, którym przesiąkł. Nie da się zapomnieć tego co mi zrobił. Jak perfidnie wykorzystał fakt, że byłam młodsza, słabsza. Nie był moim bratem. Był tyranem. Mimo, że upłynął już ponad rok od naszego ostatniego spotkania dalej się go boję. Boję się, że przyjdzie i znowu zrobi mi piekło. Boję się, że zabierze mnie do naszego małego domku w Anglii i nie pozwoli uciec.

Nie chce tego pamiętać, dlatego staram się o tym nie myśleć. Jednak jest mi ciężko. Brakuje mi mamy i taty. Gdyby żyli na pewno nie przytrafiłoby mi się to, co przeżyłam. Mam nadzieję,  że widzą mnie, tam na górze, i po śmierci mój brat nie zazna spokoju, a będzie cierpiał tak jak ja cierpiałam. 

Bohaterowie

Miley Loudschoot
Wiek: 18 lat.












Justin Bieber
Wiek: 18 lat







Taylor Swift
Wiek: 18 lat







Joy Simmons
Wiek: 18 lat







Chaz Somers
Wiek: 18 lat







Christian Beadles
Wiek: 18 lat








Jasmine Villegas
Wiek: 18 lat







Postacie drugoplanowe:
Ethan Loudshoot (brat Miley)
Wiek: 28 lat